sobota, 25 grudnia 2010

Święta, święta...

Na relaks i dobre trawienie najlepsza lektura i trochę śmiechu. Zachęcamy do przeczytania fragmentu powieści:


mecz siatkówki

Kolejny ryk, dobiegający zza lasku, oznaczał kolejne punkty zdobyte przez naszego nieustraszonego tatusia. Już i ja przyspieszyłam kroku, by nie uronić niczego ze sławy, jaka na nas za chwilę spłynie. Zaczęliśmy biec. Myśleliśmy tylko o tym, żeby mecz nie skończył się przed naszym przybyciem. Plaża z jej ciszą stała się nagle nudna, jak program dla rolników w niedzielny poranek. Zdyszani wpadliśmy na trybuny pomiędzy skwaszone matrony a rozentuzjazmowane fanki. Zwycięska drużyna znów powiększyła swoją przewagę. Fanki zawyły, a ja razem z nimi. Zerwałam z głowy Jaśka bandamkę i wywijając nią wrzeszczałam. 
-          Mama, komu ty kibicujesz?! – zapytał Jasiek cierpko.
-          Jak to „komu”? Naszym!
-                     Nie widzisz, że nasi przegrywają?
Ta rzeczowa uwaga ośmiolatka kazała mi zweryfikować mój, może nieco zbyt optymistyczny, stosunek do rzeczywistości. Spojrzałam baczniej na boisko. Wszystko się zgadzało: pięciu młodych chłopaków wygrywało z pięcioma „tatusiami” – to najdelikatniejsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy – wśród których znajdował się... Mój mąż?!

 

być macho i umrzeć


Kilku rzeczy nie rozumiałam. Dotychczas zawsze moja drużyna, to była drużyna chłopaków! Dotychczas zawsze moja drużyna wygrywała! Dlaczego mam kibicować podtatusiałym facetom z brzuszkami, którzy na dodatek nie potrafią nawet grać w siatkówkę?
     Pełna sprzecznych uczuć wpatrywałam się w graczy. „Nasza” drużyna nie była zdolna pobudzić mnie do większego entuzjazmu. Zresztą przegrywała. Nastoletnie fanki wyły. Też lubiłam wycie. Wyłabym razem z nimi i teraz, ale nie wypadało kibicować drużynie przeciwnej. Siedziałam więc nadęta, czekając aż oni dokopią naszym i ten piękny dzień nareszcie się skończy.
Ale najciekawsze było jeszcze przed nami. Nie to, żeby nasi zaczęli wygrywać, ale w ferworze walki tak się zapamiętali, że walczyli jak w amoku. Pierwszy ocknął się siwy pan około pięćdziesiątki. Krzyknął tylko „O Jezu!” i złapał się za rękę po szczególnie udanym odbiciu. Robiąc kwaśną minę, zszedł z boiska. Za chwilę, jakby prawem czarnej serii, dwóch następnych graczy zderzyło się głowami. I oni byli do wymiany, ale wciąż jeszcze mieliśmy rezerwę. Gra szła naszym coraz lepiej, zaczęli nawet powoli odrabiać straty. W punktach. Bo straty w ludziach były coraz większe. Właśnie zastanawiałam się, gdzie tu może być najbliższy lekarz, kiedy do rzeczywistości przywołał mnie radosny okrzyk Stasia.
-          Tata lezy!


poniedziałek, 6 grudnia 2010

Jak zabić nastolatkę (w sobie) ? w interpretacji Katarzyny Żak

Posłuchajcie fragmentu audiobooka "Jak zabić nastolatkę (w sobie)?". W wersji scenicznej scenicznej nosi on tytuł "Czterdziestka w opałach", W obu króluje niesamowita Katarzyna Żak...

niedziela, 31 października 2010

Przeczytajcie fragment powieści: Pierwszy raz na plaży

Gdy zaczynają się wczasy zawsze jest ten pierwszy raz, kiedy w nowiuteńkim kostiumie idziesz na plażę. Prawdopodobnie zakrywa on znacznie większe połacie ciała, niż ten z ubiegłego roku. Nieważne.
Szczęśliwa brodzisz po kostki w żółciutkim piasku i cóż widzisz, jak okiem sięgnąć, po sam nieskalany horyzont? Że jesteś jedyną, która zaczęła turnus właśnie dzisiaj! Inne zrobiły to tydzień, może miesiąc, albo nawet rok temu!...
Każdy jest opalony, jakby wpadł tu na króciutkie międzylądowanie, po prostu, żeby się trochę ochłodzić, bo tak piekielnie gorąco na Hawajach,  a na Malediwach też pewnie będzie upalnie. Tylko ty jedna spędziłaś ostatnie pół roku na Grenlandii. A na dodatek  wyglądasz, jakbyś tam przez ostatnie trzy miesiące bez przerwy sprzątała  piwnicę!
I gdy oni wszyscy i tak są już opaleni,  ich ciała jeszcze dodatkowo chłoną światło jak gąbka! Za to od ciebie wszystkie promienie się odbijają, bo jesteś blada jak ściana!
To bzdura, no nie?! Powinno być dokładnie odwrotnie! Wyobraźcie sobie, że rządzi tym nawet jakieś prawo fizyczne. Wymyślił je chyba idiota!  Właśnie z tego powodu nigdy nie lubiłam fizyki.